Komentarze: 0
Termin urlopu miałam podać już w styczniu. One wszystkie 4 zaplanowały sobie urlopy a mnie kazały "wcisnąć" się tak żeby recepcja była obsadzona.... Wkurzyłam się i podałam kwiecień i wrzesień a że wtedy byłam sama to mi nie zależało ...
We wtorek moja "kochana" szefowa pyta czy to prawda,że ja idę na urlop- mówię tak, podawałam Ci ten termin w styczniu. Pyta mnie kiedy dalszy- odpowiadam,że w drugiej połowie lipca bo zwolnił się termin.
Dziś nie potrafiły dostać się do mego kompa ( hasło napisane na żółtej karteczce obok monitora) i jak oddzwoniłam po 20 minutach to usłyszałam ( z pretensją w głosie),że zmieniły mi hasło bo nie zostawiłam i nie odbierałam telefonu.Mam wrażenie,że ona tylko szuka pretekstu, byle pierdoły by się czepić...Ogólnie mam wrażenie,że komuś woda sodowa uderza do głowy.
Ciekawa jestem jej miny gdyby tak wypaliło coś z tej propozycji pracy- zostawiłabym je z ręką we nocniku( no chyba,że szukają kogoś).
No nic czas pokaże...
Teraz dwa tygodnie urlopu a weekend spędzony na świetnej wycieczce. I tylko szkoda,że Miśka zobaczę dopiero w Święta ale potem mam nadzieję na conajmniej jeden CAŁY dzień razem
( 24 godzinki :) ).