Wczoraj calkiem niezamierzenie jednym dla mnie naturalnym zdaniem wywolalam sprzeczke.Naprawde nie mialam takiego zamiaru a to zdanie momentalnie obrocilo sie przeciwko mnie.Dlugo potem musialam tlumaczyc co mialam na mysli i powiedziec,ze to jego sprawa jak sie gospodarzy a z drugiej strony ja chyba mam prawo powiedziec jak ja na to patrze.Niby wszystko jest ok, wszystko wrocilo do normy a jednak mam wrazenie,ze teraz bedzie foch z jego strony i odgrywanie sie- jesli tak bedzie przetrzymam.
Niby potem powiedzial,ze jest sporo racji w tym co mowie i ze on nie lubi sie klocic - jednak czasem mysle,ze pewne rzeczy mowi dla tzw."swietego spokoju" a z drugiej strony zawsze mi powtarza,ze nie chce bym sie denerwowala.
Co ma byc to bedzie- nie przecze,ze mi zalezy ale chyba musze zobaczyc czy w razie czegos takiego on tez bedzie sie staral o to by zapanowala zgoda- tym bardziej,ze to moj "pierwszy wyskok" a on ma ich na koncie kilkanascie.
Mam dziwne przeczucia!!